Odkąd pamiętam zawsze miałem skłonność do przeżywania fascynacji różnymi rzeczami — tak było kiedyś i tak jest do dziś. Spontaniczne zajawki towarzyszą mi nieustannie i pojawiają się w określonych momentach mojego życia. Niestety z upływem czasu poziom fascynacji pewnymi rzeczami znacznie się zmniejsza i na pewien czas przestaje intensywnie o nich myśleć. Często jednak staram się do nich wracać i rozpalać w sobie iskrę dziecięcego zachwytu na nowo.

Nigdy nie przypuszczałbym, że kiedykolwiek zainteresują mnie szachy. Moje myślenie o szachach było przesiąknięte stereotypem, że tego rodzaju hobby jest przeznaczone wyłącznie dla osób, którym obca jest aktywność fizyczna i życie na przysłowiowym luzie, a sama gra jest nużąca i mało ciekawa. Po obejrzeniu materiałów z analizą arcymistrzowskich partii (Marianczello Dominoni), filmu Pawn Sacrifice (2014) , a także serialowej produkcji The Queen’s Gambit (2020) moje nastawienie do szachów diametralnie się zmieniło. Zacząłem interesować się historią legendarnych graczy oraz samym sposobem przesuwania figur po szachownicy. Szachowy stereotyp runął niczym domek z kart i był to dla mnie moment przełomowy, ponieważ rzeczywistość okazała się być zgoła inna niż do tej pory mi się wydawało. Szachy zaczęły być czymś cool, a przede wszystkim stały się one narzędziem do trenowania twórczego myślenia i stymulacji własnej kreatywności.

Można powiedzieć, że każda dziedzina sportu ma swoich mistrzów godnych naśladowania, dla mnie w tej grze takim mistrzem był zdecydowanie Michaił Tal zwany również Czarodziejem z Rygi. Gdy stopniowo zagłębiałem się w świat szachów, poznałem historię wyżej wspomnianego „maga”, który swoim sposobem grania oraz ciekawą osobowością wywarł na mnie ogromne wrażenie. Był geniuszem swych czasów, który grał w tę grę zupełnie inaczej niż inni, szokował swoim stylem gry i poziomem skomplikowania ruchów. Do dziś zapadło mi w pamięć jego powiedzenie, które brzmi:

W szachach musisz zaciągnąć rywala do ciemnego lasu. Do miejsca, gdzie 2+2=5. Tam ścieżka staje się zbyt wąska, by mogło nią maszerować dwóch zawodników. Zostajesz na niej sam

– Michaił Tal

Oglądanie rywalizacji między legendarnymi arcymistrzami, poznanie anegdot związanych z zagadką Jamesa Plaksetta czy historii Roberta Jamesa Fishera rozpalało moje zainteresowanie do szachów i sprawiało, że sam chciałem spróbować pobawić się figurami. Byłem zafascynowany do tego stopnia, że postanowiłem zakupić własny komplet bierek, by nauczyć się kilku podstawowych debiutów szachowych.

Dziś moje zainteresowanie tą królewską grą znacznie zmalało, a kupione przeze mnie szachy stoją i kurzą się na półce. Z perspektywy czasu, nie żałuje żadnej chwili poświęconej na poznanie tej gry i związanych z nią historii. Obcowanie z szachami było dla mnie kolejnym ciekawym doświadczeniem, które dało mi wiele przyjemności. Być może kiedyś do niej wrócę.

Zagadka Jamesa Plasketta

W kwietniu 1987 roku trwał w najlepsze turniej szachowy w Brukseli. Imprezę zaszczycili swoją obecnością najpotężniejsi wówczas arcymistrzowie – między innymi Garri Kasparow, Anatolij Karpow i Jan Timman. Znaczące nazwiska dla dziejów gry królewskiej. Jednocześnie czas przy szachownicy bardzo intensywnie spędzali również dziennikarze, relacjonujący przebieg wydarzenia. Ćwieka zabił im bowiem James Plaskett, kolejny gracz o uznanej reputacji, który pojawił się w stolicy Belgii. Anglik dał przedstawicielom mediów zagadkę do rozwiązania. Poustawiał wybrane bierki na szachownicy, tworząc układ, który przeszedł do historii jako „Łamigłówka Plasketta”. 

Zadanie było z pozoru proste. Poruszać się białymi w taki sposób, by finalnie wygrać partię. Szybko się jednak okazało, że pozycja jest piekielnie podchwytliwa. Dziennikarze próbowali wszelkich możliwych kombinacji, lecz efekt zawsze był podobny – zero szans na zamatowanie czarnego króla. Od czasu do czasu w sali prasowej zjawiał się również któryś z zawodników, akurat mający przerwę od turniejowych zmagań. Szachowi tytani także próbowali rozwikłać zagadkę, ale nawet oni mieli z nią kłopoty. Pojawiły się wręcz podejrzenia, że Plaskett zakpił sobie z całego towarzystwa, albo coś zwyczajnie pokręcił.I trudno się dziwić, gdyż z powyższym układem bierek nie potrafią się skutecznie uporać nawet współczesne silniki szachowe. Wskazują one tak wyraźną przewagę po stronie czarnych, że właściwie niemożliwą do wytracenia, zakładając precyzyjną grę z obu stron. Skoro Tal był tak częstym gościem w pomieszczeniu okupowanym przez dziennikarzy, także i jego nie mogła ominąć próba zmierzenia się z układem sporządzonym przez Plasketta. Jak opowiadają świadkowie, Łotysz w ciszy wpatrywał się w szachownicę przez kilka chwil. Po czym… wyszedł z budynku. Wydawać się mogło, że i jego przerosło rozpracowanie skomplikowanego układu. Po godzinie spaceru Łotysz ponownie pojawił się w sali prasowej. Dziarskim krokiem skierował się do stołu z wciąż nieodgadnioną „Łamigłówką Plasketta” na szachownicy. Efekt zademonstrowanej przez niego serii posunięć wprawił wszystkich w osłupienie. Czarne, pomimo oczywistej przewagi materiału, znalazły się w potrzasku. Tal rozwikłał zagadkę wewnątrz swojego umysłu. Podczas przechadzki.

Vivamus sit amet mi sed

Sed gravida lorem eget neque facilisis, sed fringilla nisl eleifend. Nunc finibus pellentesque nisi, at scelerisque ipsum ultricies et. Proin at est accumsan tellus scelerisque tincidunt. Mauris ultrices nisi id pharetra maximus. Morbi elementum rutrum tellus eget consequat. Etiam vel nisi purus. Vestibulum bibendum porttitor velit, et cursus justo. Integer facilisis orci in risus cursus semper. Donec sed turpis urna.